Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Demokracja

Autor:
Krzysztof Smolarski

Klejstenesowi do głowy nie przyszło, że za 2500 lat demokracja, której był ojcem chrzestnym, wciąż będzie najbardziej pożądanym ustrojem na świecie. W wydaniu ateńskim prawo głosu mieli tylko mężczyźni powyżej 18 roku życia, czyli ok. jednej czwartej mieszkańców. Dzisiaj byłaby to demokracja a’la Korwin-Mikke, od lat postulujący odebranie kobietom praw wyborczych. W międzyczasie Eklezję, gdzie podejmowano publicznie najważniejsze decyzje, zastąpiły parlamenty, a tam w naszym imieniu decyzje podejmują wybrańcy narodu – krok w stronę oligarchii? Jednym z fundamentów dzisiejszej demokracji przedstawicielskiej jest monteskiuszowska zasada trójpodziału władzy. Władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza MUSZĄ pozostać od siebie niezależne. Stany Zjednoczone jako pierwsze zapisały tę zasadę w konstytucji. Niespotykana wcześniej koncentracja kapitału, Internet, rozwój mediów (szczególnie mediów społecznościowych) dając nieograniczony dostęp do informacji, niestety nie gwarantują systemu ich walidacji. Otwiera to rządzącym i oligarchom różnorakie możliwości do manipulacji i szerzenia mitów, ale również do korupcji politycznej – zgodnie z rzymską zasadą „divide et impera”. Pomagają w tym coraz doskonalsze algorytmy, zamykając nas w „bańce informacyjnej”, podpowiadają nam treści zgodne z naszymi przekonaniami i odcinają od odmiennego punktu widzenia. Paradoksalnie „im bardziej klikasz, tym bardziej jesteś zamknięty”.

Nie ma prostej recepty na dostosowanie demokracji do zmieniającego się świata, ale gdyby tak:

  • ZMIENIĆ SPOSÓB FINANSOWANIA PARTII
    Byłby analogiczny do finansowania NGO-sów, gdzie określony % jest OBLIGATORYJNIE odpisywany od corocznie wykazywanego dochodu, czyli naszego PITu. Koniecznie obligatoryjnie, żeby zmusić każdego obywatela do podjęcia świadomej, pozytywnej decyzji – komu przekaże środki. Bez tego, podobnie jak w wyborach, pewnie 60% społeczeństwa nie zrobiłoby nic. Ale jak już zapłacą, jest spora szansa, że będą egzekwować swoje prawo wyboru. Łączna kwota subwencji dla partii politycznych za ubiegły rok to blisko 70 milionów złotych. Łączna suma wpływów z PIT to 65,4 miliarda zł zatem, aby utrzymać finansowanie na podobnej wysokości, należałoby robić odpis dla partii na poziomie 0,1% naszego PITu. Korzyść z takiego rozwiązania jest oczywista – żadne ugrupowanie nie pozwoli sobie na niegospodarność w wydawaniu NASZYCH pieniędzy na politykę sprzeczną z racją stanu. Priorytetem dla wszystkich partii będzie dbałość o bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy kraju. Jeśli dana ekipa zacznie się deprawować, co zresztą jest nieuniknione, nastąpi odcięcie jej od wpływów i przekazanie władzy opozycji, a wybory faktycznie będą odbywały się co roku – piszę o tym nieco dalej. Równolegle z tym powinny być stosowane drakońskie kary za finansowanie partii z innych źródeł np. z firm państwowych czy biznesu. Należy wprowadzić zakaz wydawania środków partyjnych na czystą reklamę np. bilbordy czy spoty reklamowe. Niech wybory mają aspekt merytoryczny, odbywają się debaty, panele ekspertów itd. – w końcu decydujemy o losach państwa, a nie kupnie makaronu. Dzisiaj lwia część subwencji partyjnych trafia w końcowym efekcie do firm reklamowych, a przecież nie takie jest ich przeznaczenie.
  • WPROWADZIĆ JEDNOMANDATOWE OKRĘGI WYBORCZE
    Oczywiście mają one swoje wady, ale bez wątpienia poprawią JAKOŚĆ kandydatów. Nie będzie lokomotyw wyborczych wciągających za sobą do sejmu osoby pokroju Tadeusza Gocia, który w 1993 roku został posłem, otrzymując równo 97 głosów! Ponadto będzie jasno zdefiniowana odpowiedzialność posła przed wyborcami z JEGO okręgu. Dziś funkcjonariusz partyjny startuje raz z Siedlec, potem z Ustrzyk czy Świnoujścia, a jak już z tymi swoimi 97 głosami wejdzie do sejmu, jest bezmyślnym słupem do głosowania zgodnie z linią partii, bez żadnego mandatu społecznego. Istnieje niebezpieczeństwo, że JOW-y spowodują przedkładanie interesu lokalnego nad wspólny, ale też na pewno – co chyba jest najistotniejsze – spowodują prymat interesu wspólnego nad interesem partyjnym.
  • PODNIEŚĆ RANGĘ PARLAMENTARZYSTY poprzez:
    1. zmniejszenie ich liczby – jeden poseł na 200 tys. mieszkańców, czyli z 460 do 190 posłów. Jeden senator na 500 tys., czyli ze 100 do 76 senatorów;
    2. zwiększenie wynagrodzenia i zakaz łączenia funkcji z pracą zawodową. Dzięki temu, utrzymując budżet na tym samym poziomie, damy parlamentarzystom większe środki na prace studialne i biurowe, a w konsekwencji poprawimy jakość legislacji;
    3. wprowadzenie limitu 2 kadencji następujących po sobie, w sejmie i senacie, zatem łącznie taka osoba może piastować mandaty maksymalnie 16 lat. Dzięki temu będziemy mieli tylko zawodowych dobrze opłacanych parlamentarzystów, miejmy nadzieję skoncentrowanych na swojej pracy. Wierzę w mądrość wyborców i jeśli nawet dadzą się nabrać jakiemuś hochsztaplerowi, to tylko jeden raz. Równocześnie zapewniona będzie powolna rotacja bez zbędnego trwonienia wiedzy i doświadczenia;
    4. wprowadzenie katalogu wykroczeń powodujących AUTOMATYCZNĄ utratę mandatu. Zaczynając od spraw banalnych, jak oszustwa na kilometrówkach a’la Czarnecki, czy prowadzenie biznesów a’la Mejza, do bardzo poważnych, jak świadome, publiczne szerzenie kłamstw.
  • POWRÓCIĆ DO TWARDEGO TRÓJPODZIAŁU WŁADZY
    Zakaz łączenia funkcji posła/senatora, z JAKIMKOLWIEK stanowiskiem w rządzie, centralnej instytucji, agencji, spółce skarbu państwa etc. Jak Parlament ma wypełniać funkcje nadzorcze nad rządem, jeśli wszyscy członkowie Rady Ministrów są równocześnie posłami lub senatorami? Takie rozwiązanie utrudni również proceder korupcji politycznej. Zakaz łączenia stanowiska Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, zakaz powoływania aktywnych polityków – dajmy na to z 5-letnią karencją – do Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego.
  • ZMIENIĆ ORDYNACJĘ WYBORCZĄ na wzór amerykański
    Rok rocznie odbywają się tam wybory uzupełniające 1/3 stanu do Sejmu i Senatu. Korzyści z takiego rozwiązania jest kilka: nie marnuje się prawie roku z czteroletniej kadencji – 6 miesięcy na ponowne ukonstytuowanie się izby i 6 ostatnich miesięcy, gdy wszyscy myślą już tylko o nadchodzących wyborach. Nie traci się potencjału Parlamentu, gdy gotowe już projekty są wyrzucane do kosza z powodu końca kadencji. Przyjęcie takiego systemu wprowadzi sztywny kalendarz wyborczy, skorelowany z wyborami prezydenckimi i samorządowymi.
  • ZASTANOWIĆ SIĘ NAD POSZERZENIEM STANOWISK Z WYBORU POWSZECHNEGO o prezesów Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, szefa NIK, a także Prokuratora Generalnego. Bardzo wzmocni to pozycję, a przede wszystkim niezależność tych instytucji. Oczywiście kluczowa będzie procedura wyłaniania kandydatów na powyższe stanowiska, ale to temat na osobny felieton.

Nie ma idealnych rozwiązań, co nie znaczy, że nie należy próbować. Każda zmiana w sferze społecznej ma, jak ujął to klasyk, „plusy dodatnie i plusy ujemne”, ale najważniejszy jest bilans. ♦

Autorzy
Krzysztof Smolarski

Consultronix