Ten felieton miał wyglądać całkiem inaczej. Szczerze mówiąc, chciałem wszystkich pocieszyć, że koniec końców, każdy głupi polityczny numer bardziej otwiera ludziom oczy, niż ich usypia. Widać to najlepiej u nas po efektach tzw. Polskiego Ładu. Ale żeby lepiej to zobrazować, opisałem pewne spotkanie sprzed lat, kiedy znajomi Rosjanie tłumaczyli mi, na czym polega praktyka sprawowania władzy metodą „lodówka i telewizor”. I, niestety, historia ostatnich dni dopisała do tego tragiczną glosę.
O co chodzi? Otóż kiedyś uczestniczyłem w spotkaniu z kilkoma ówczesnymi demokratycznymi politykami, będącymi w opozycji do nowego Prezydenta. Zbiegło się to z przejęciem jednej z niezależnych i niezwykle popularnych stacji telewizyjnych, kanału NTW. Pamiętam, jak jeden z polityków dość spokojnie powiedział,
że jesteśmy świadkami operacji „lodówka i telewizor”, czyli wprowadzania przez władze nowych porządków. W dalszej rozmowie dokładnie rozwinął sens, jak się okazało, politycznego programu „lodówka i telewizor”. Władza w Rosji zawsze miała dwie drogi dotarcia i przekonania prostego obywatela do swoich racji: pierwsza to zapewnienie mu tego co konieczne do życia, druga – żeby wiedział, że wszystko, co robi władza, robi dla niego. Nie żadne luksusy, nie obietnice czy nawet gwarancje, że będzie mu dobrze, tylko w miarę zapełniona lodówka najprostszymi i najbardziej potrzebnymi produktami. Po prostu chleb, mleko, masło, kawałek czegoś do przegryzienia i koniecznie do wypicia. I chwatit podsumował. Ale lodówka z czasem się może znudzić i wtedy państwu potrzebny jest „telewizor”, a dokładniej płynąca z niego propaganda i narracja. Dopiero wtedy prezydent i rząd mogą w spokoju realizować swoją politykę, kiedy wiedzą, że nic (jak choćby potrzeba zaspokojenia elementarnych potrzeb życiowych) i nikt (a najbardziej jacyś przemądrzali dziennikarze) nie będzie im przeszkadzał w uszczęśliwianiu kraju i (głównie) siebie.
I właśnie wtedy, kiedy Putin korzystając z rosnących cen na surowce, przywrócił milionom ludzi regularne wypłacanie należnych im poborów, rent i emerytur, gdy urzędnicy dostali podwyżki, a rodzinom zaczęto wypłacać specjalny fundusz macierzyński za urodzenie dzieci, wówczas na Kremlu doszli do wniosku, że szczęściu trzeba jeszcze trochę pomóc najlepiej przez przejęcie krytycznych mediów. A jak wiadomo, kiedy lodówka w miarę pełna, to wystarczy trochę sportu oraz piosenek, jakiś patriotycznie pobudzony film albo widowisko i oczywiście regularna wykładnia tego, co „jedynie słuszne i prawdziwe” najlepiej w wieczornych wiadomościach. „A co się dzieje, kiedy to nie wystarcza?” – zapytaliśmy. Odpowiedź była przerażająca – „Wtedy zostają jeszcze argumenty siły. Na szczęście mamy XXI wiek i coś takiego nam już nie grozi”. Odetchnęliśmy z ulgą, choć szybko ktoś wspomniał o wojnach czeczeńskich, o tajemniczych wybuchach w blokach mieszkalnych czy moskiewskim metrze.
No, ale przecież mamy wiek XXI…Dziś historia dopisała do tego tragiczny i dramatyczny rozdział. To wojna na Ukrainie. Haniebny dla naszych rosyjskich sąsiadów (ale i całego cywilizowanego świata) przykład, do czego prowadzi ideologia oparta na pogardzie dla drugiego narodu czy nawet pojedynczego człowieka. Z drugiej strony, wojna w Ukrainie wyzwoliła (szczególnie w Polsce i u naszych rodaków) niezwykłe pokłady dobra i solidarności. Nagle (i dzięki Bogu!) słowo „uchodźca” przestało mieć negatywne znaczenie, a stało się synonimem człowieka, dzięki któremu każdy z nas może stać się choć odrobinę lepszy. I tak ideologia, nastawiona na propagandę, śmierć i łzy obudziła w nas ducha solidarności i miłości. I niech wojna, gdziekolwiek na świecie jest, skończy się jak najszybciej, a duch solidarności i pomocy zostanie! ♦