Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

The „earth” without „art” is just „eh”

Autor:
Andrzej Bednarczyk, prof. dr hab. n. med.

Śnił mi się świat bez sztuki. Wszystkie ściany były puste i służyły wyłącznie do rozdzielania tego, co w środku, od tego, co na zewnątrz. O żadną rzeźbę nikt się nie potykał, pędząc za codziennymi sprawami. Jeżeli coś stało, to po to, żeby być przydatnym. Kształty przedmiotów wynikały wyłącznie z ich funkcji i nie zawierały niczego, co niekonieczne, gdyż miały w sposób doskonały służyć celom, dla których je stworzono. Biblioteczne półki uginały się pod podręcznikami i instrukcjami obsługi. Pomiędzy nimi do niedawna ostała się jeszcze powieść Georges’a Pereca „Życie instrukcja obsługi”, ale w końcu ktoś odkrył oszukaństwo tego tytułu i gromadnie spaliliśmy ją na stosie. Za oknem wisiał potężny transparent z naszym narodowym hasłem „Użyteczność daje wieczność. Precz z banialukami!”. Owszem, galerie istniały, ale wyłącznie handlowe i to pozbawione ozdobników. Na spacery też już nie chodziliśmy, brzydząc się ich bezproduktywnością. Nic nie przeszkadzało nam w pracy ani w życiu. Ba, nawet Bogu odmówiliśmy prawa do bezcelowej egzystencji i zasypywaliśmy go konsumenckimi oczekiwaniami, utyskując na nieregularność niebiańskich dostaw. Jedynym ustępstwem na rzecz resentymentów były ekrany startowe naszych służbowych komputerów wyświetlające ckliwe widoczki o podrasowanych kolorkach, a sztuczna inteligencja wybierała wyłącznie takie, które podprogowo wzmogą naszą gotowość do pracy.

Zerwałem się mokry z pościeli i zapaliłem światło. Uff. To tylko zły sen. Ściany, owszem, otaczają mnie z czterech stron, ale widzę je jedynie w odstępach między obrazami. Jestem u siebie. Skoro już się obudziłem, to zszedłem do gabinetu napisać ten artykuł.

Jako że jestem profesorem sztuki i od ponad trzydziestu pięciu lat trudnię się jej nauczaniem, oczekuje się ode mnie pogłębionej wiedzy w zakresie moich dydaktycznych i artystycznych poczynań. Ja jednak pytany, po co istnieje sztuka, wiję się jak piskorz i wykręcam od odpowiedzi, zmieniam temat, lawiruję w nadziei, że rozmówca zgubi wątek i poutyskujemy na niesforną pogodę niweczącą ogródkowe plany. Wreszcie zapędzony pytaniem w kozi róg dukam, że nie mam bladego pojęcia, że istnieje po nic, a w końcu przyparty do muru, peroruję belfersko, że cele ludzkiej i artystycznej egzystencji są ze sobą tożsame, tak więc zdefiniowanie tak jednego, jak i drugiego z teleologicznej perspektywy jest niewykonalne. To ostatnie wyszło nawet dość zgrabnie i filozoficznie, a na pewno wystarczająco zawile, żeby trąciło mniemaną mądrością piszącego, ale tak naprawdę nie wyjaśnia niczego.

A zatem, po co jest sztuka? Nie wiem. Wiem natomiast, że towarzyszy człowiekowi „od zawsze”, czyli na przestrzeni rozpoznanych dziejów nie jest nam znana żadna cywilizacja, czy grupa społeczna, której członkowie nie wykonywaliby gestów i przedmiotów pozbawionych jakiejkolwiek funkcji, poza estetyczną. Zdaje się być możliwym do przyjęcia twierdzenie, że sztuka w swojej czystej, pozbawionej utylitarności, postaci, jest ludzką ścieżką wyrażania siebie i świata wokół nas. Jeżeli tak się rzeczy mają, to sztuka, zarówno w akcie tworzenia, jak i w akcie jej percepcji, jest naszym niezbywalnym sposobem bycia ludźmi. Bez niej jest jak w bon mocie ukutym przez Demetriego Martina The „earth” without „art” is just „eh”. Sztuka stanowi konieczny składnik pełni ludzkiego bycia, a ja dodaję, że jest terytorium nienaruszalnej wolności każdego, zarówno artysty, jak i odbiorcy. Nikt przecież nie ma prawa mi dyktować, co mam malować i nikt nie ma prawa odbierać mi rozkoszy rozumienia na swój sposób czyjegoś dzieła sztuki, przed którym stoję, gdyż jako twórca i jako odbiorca sztuki jestem totalnie wolny, uprawniony do snucia najdziwaczniejszych, imaginacyjnych banialuk. Po nic, bez celu, wolny od konieczności „znania się na sztuce”, oceniania, wartościowania.

Potrzebuję sztuki jak wody, bo bez niej usycha moje człowieczeństwo. Sztuka potrzebuje moich spojrzeń, bo oddycha nimi jak powietrzem, a nieoglądana dusi się i marnieje. Oto moja prywatna ontologia. Jestem artystycznym nałogowcem i łatwo rozpoznaję towarzyszy w tym uzależnieniu. Jednego niechybnie rozpoznałem w prezesie firmy Consultronix. Gdy z błyskiem pasji w oku prezentował mi kolekcję wypełniającą pokoje, korytarze i sale firmy, wiedziałem, że łączy nas zwykła ludzka potrzeba piękna. Postanowiłem od czasu do czasu pisać krótkie artykuły, w których będę się dzielił z Wami naszą pasją życia ze sztuką za pan brat. ♦

Laureaci V edycji konkursu CX ART - Tworzymy Galerię Młodej Sztuki: Jakub Woźnica (obraz po lewej), Anna Czarnota (obraz po prawej)
Autorzy
Andrzej Bednarczyk, prof...

Rektor Akademii Sztuk Pi...

Akademia Sztuk Pięknych ...