Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Matrix, Māyā i Uniwersum

Autor:
Zbigniew Mazgaj

Wielce Szanowni Państwo!

Zapewne kojarzycie „Matrix”? Film rozgrywa się w świecie, w którym rzeczywistość wirtualna kreowana przez tytułowy program komputerowy w celu ukrycia prawdy, jest nieodróżnialna od świata realnego. Zyskał on rzeszę fanów, a termin „życie w Matrixie” zadomowił się na dobre w naszym języku. Stało się tak za sprawą fenomenalnych, jak na owe czasy, efektów specjalnych oraz samej fabuły. Rzecz jednak w tym, że idea życia w wirtualnym świecie bynajmniej nie była nowatorska! Wykiełkowała ona bowiem w bardzo, bardzo zamierzchłych czasach, gdzieś między Indusem a Gangesem.

Oparty na Wedach1 hinduizm nie jest spójnym systemem wierzeń, stąd jego intrygujące bogactwo i różnorodność. Znajdziemy w nim zarówno święte krowy, sansarę2, jak i 300 000 000 (słownie: trzysta milionów) bóstw, których dorachowali się ponoć uczeni bramini. Nota bene, owa „inflacja boskości” doprowadziła niejakiego Siddharthę3 Gautamę do wniosku, że w osiągnięciu zbawienia liczą się wyłącznie uczynki, bogowie zaś są kompletnie nieistotni. Za tą odkrywczą myśl zyskał on zaszczytne miano Budda Siakjamuni, co można przetłumaczyć jako Oświecony Najwyższy Mędrzec z rodu Siakja.

W hinduizmie istnieje też pewien mistyczny nurt, wedle którego są dwa poziomy rzeczywistości: ta która nas otacza oraz wieczny, niezmienny, jedynie prawdziwy absolut. I chociaż ta pierwsza wydaje się realna i namacalna, jest jedynie mirażem, złudzeniem tworzonym przez zmysły. Ten stan rzeczy ma swoją nazwę: Māyā4. Lecz to nie bóstwa nas nią mamią, one również są jej wytworem! Ergo: wszystko czego doświadczamy zmysłami jest czystą ułudą. W filozofii indyjskiej, również w buddyzmie, Māyā to zasłona zakrywająca prawdziwą istotę rzeczy. Sięgnąć poza nią, by osiągnąć oświecenie, można jedynie rozumem. Wymaga to odrzucenia wszelkich doznań zmysłowych i medytacji. Ale, czyż Māyā nie kojarzy Wam się z Matrix’em?

Współcześni uczeni, którzy niczym hinduscy muni5 dociekają prawdy czystym rozumem, ostatnio doszli do ciekawych konkluzji. Ale po kolei: zacznijmy od Einsteina. Jednym z wniosków płynących z Teorii Względności jest możliwość istnienia czarnych dziur, czyli obszarów, w których grawitacja jest tak silna, że nic, nawet światło, nie może się z nich wydostać. Przez lata uchodziły one za teoretyczną ciekawostkę, dzisiaj mamy jednak niezbite, naukowe dowody na ich istnienie. Często przywoływaną analogią czarnej dziury jest wodospad. Wyobraźmy sobie, że płynąc kajakiem zbliżamy się do jego krawędzi. Wiosłując dostatecznie szybko możemy uciec, ale tylko dopóki owej krawędzi nie przekroczymy. Potem nie ma już powrotu. W świecie czarnych dziur ta krawędź zwie się horyzontem zdarzeń. A że prędkość ucieczki z horyzontu zdarzeń jest równa prędkości światła, wszystko co znajdzie się po drugiej stronie jest na zawsze stracone dla reszty świata.

Kiedy Hawking6 podjął próbę opisania czarnych dziur przy pomocy mechaniki kwantowej, doszedł do wręcz katastroficznego wniosku: czarne dziury niszczą informacje7 o pochłoniętych obiektach! W fizyce powiało grozą. U jej podstaw leży bowiem fundamentalna zasada zachowania informacji. Dzięki niej, znając stan układu8 możemy zarówno przewidzieć jego przyszłość, jak i odtworzyć historię. I to działa! Ot, choćby sonda New Horizons przebywszy 5 miliardów kilometrów w ciągu niemal 10 lat, dotarła do Plutona z dokładnością do sekund w stosunku do estymacji! Czarne dziury zaś niszcząc informację, zrywałyby zależności przyczynowo–skutkowe. A to oznaczało, że nie tylko pruje się fizyka, ale też cała nasza historia stoi pod znakiem zapytania! Nazwano to paradoksem informacyjnym.

Pod koniec życia Hawking zaproponował pewne jego rozwiązanie: otóż informacja o pochłoniętych przez czarną dziurę obiektach nie znika, lecz zostaje zapisana na jej powierzchni w postaci tak zwanych supertranslacji horyzontu zdarzeń. Nie pytajcie mnie proszę, co to znaczy! Pozwólcie natomiast, że przywołam kolejną analogię: hologram. Na płaskiej, dwuwymiarowej płytce można zapisać, a następnie odtworzyć wierny obraz trójwymiarowego przedmiotu. Obliczenia wykazały, że po pochłonięciu obiektu powierzchnia czarnej dziury rośnie dokładnie o tyle, by pomieścić informację o jego stanie. A powierzchnia horyzontu zdarzeń jest dostępna dla obserwatorów z zewnątrz. Ufff…

Lecz natychmiast pojawiła się kwestia fundamentalna: nie ma wszak żadnych podstaw by sądzić, że czarnymi dziurami rządzą inne prawa niż resztą Wszechświata. A skoro tak, to być może cała informacja o Uniwersum jest zapisana na jakiejś sferze leżącej gdzieś na jego krańcach? A reszta to jedynie swoisty hologram, jakaś kwantowa Māyā? Jest to hipoteza Wszechświata holograficznego, stanowiąca obecnie przedmiot poważnych rozważań naukowych. Serio, serio!

Tak, tak Moiściewy! Być może wypadnie nam pogodzić się z faktem, że jesteśmy jedynie zbiorem supertranslacji rozsmarowanych na powierzchni jakiegoś bąbla. A wszystko czego doświadczamy to tylko Matrix. Kosmiczny, ale jednak…Vanitas vanitatum et omnia vanitas!

Tak czy owak, pozdrawiam serdecznie wszystkich P.T. Czytelników!Z.M.

1 Wedy – święte księgi hinduizmu, przyjmuje się że powstały ok. 1800 – 500 r p.n.e.2 sansara [sanskr.] – dosł. nieustanne wędrowanie – krąg reinkarnacji.3 Siddhartha [sanskr.] – ten, który osiągnął cel – Budda (563–483 p.n.e.) sam sobie nadał to imię.4 māyā [sanskr.] – coś, czego nie ma – ułuda zasłaniająca rzeczywistość, również iluzja, kuglarstwo, sztuczki.5 muni [sanskr.] – dosł. milczący – w hinduizmiemędrzec-asceta.6 sir Steven Hawking (1942 – 2018) – jeden z największych fizyków przełomu wieków, zajmował się głównie czarnymi dziurami i grawitacją kwantową.7 Informacja w fizyce to dane o położeniu,masie i prędkości obiektów.8 Stan układu to informacja o wszystkich jego elementach.

Autorzy
Zbigniew Mazgaj

Consultronix