Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Obiecanki cacanki…

Cykl felietonów

Autor:
Kazimierz Sowa, ks.

Jednym z najbardziej przejmujących fragmentów Biblii jest historia z Księgi Sędziów, kiedy wódz Jefte obiecuje Bogu, że jeśli dzięki Bożej pomocy zwycięży Ammonitów, to złoży mu w ofierze pierwsze stworzenie, które wyjdzie z jego domu. Niestety, pierwsza na powitanie zwycięskiego wodza wybiega… jego córka. Jefte wyrywa sobie włosy z głowy i rozpacza, ale słowo się rzekło. Spełnia swoją przysięgę. Ta dramatyczna, straszna historia powinna być przestrogą, że obietnica musi być nie tylko realna, ale i rozsądna. A Jefte powinien być ostrzeżeniem dla tych wszystkich, którzy rzucają obietnicami na prawo i lewo, bez pokrycia oraz bez świadomości konsekwencji.

Piszę te słowa w gorącym przedwyborczym czasie, kiedy obietnice sypią się każdego dnia w ilościach przyprawiających o niestrawność. Dodatkowo często są jak ta przysięga Jeftego – politycy gotowi są poświęcić nawet przyszłość swoich dzieci, byleby tylko wygrać. Mimo, że z psychologicznego, a także czysto ludzkiego punktu widzenia dotrzymywanie obietnic jest elementem życia społecznego (niekoniecznie politycznego), wzmacniając i kształtując więzi społeczne. Sławny i popularny amerykański psycholog Robert Cialdini obietnice zaliczył do sześciu reguł wpływu społecznego, nazwał je „regułą zaangażowania i konsekwencji”. Zgodnie z nią człowiek chętniej wykonuje te działania, które postrzega jako zgodne ze swoimi wcześniejszymi deklaracjami. Muszą mieć tylko jedną cechę – powinny być maksymalnie realne! Pewnie od tej zasady (jak zawsze!) są wyjątki. Na przykład bardzo trudno wyobrazić sobie, że nagle politycy spełniają wszystkie obietnice, jakie złożyli w kampanii wyborczej. Sądzę, że pierwszymi zaskoczonymi i wręcz podejrzliwymi byliby sami głosujący. Już słyszę: Jak to? Chcą zrobić wszystko, co zapowiedzieli? No nie! To podstęp! Coś mi tu nie gra! Raczej oczekujemy, że ktoś nie będzie nas nadmiernie okłamywał, że będzie się starał, a nie zwyczajnie zapomni o nas i swoich słowach dzień po wyborach.

Szanowni Państwo czytając ten felieton już wiedzą, komu ostatnio bardziej uwierzyliśmy. Może nawet już widzieliśmy tę symboliczną, nieszczęsną „córkę Jeftego”, która jako pierwsza wybiegła na powitanie zwycięzcy, nieświadoma, że ten ją obiecał poświęcić jako pierwszą. Oczywiście i my, i „wybrańcy narodu” mądrzejemy zwykle po fakcie, więc znowu możemy narzekać czy złorzeczyć na całego, przeklinając polityczną rzeczywistość i niesprawiedliwość losu albo cieszyć się, że wreszcie się udało. A kiedy ktoś znowu przypomni takie czy inne obietnice albo poczuje się rozczarowany, zawsze może powiedzieć: obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Choć coraz częściej jednak te obiecanki nawet radości nie dają, ale jakoś lubimy ich słuchać. Może dlatego, że nie znamy tragicznej historii Jeftego. ♦

Autorzy
Kazimierz Sowa, ks.