Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki

Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Autor:
Bartłomiej Kałuzny, prof. dr hab. n. med.

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.

KS: Pomysł nadania Jego imienia skwerowi został odebrany bardzo życzliwie.
BK: Tak, idea spotkała się ze społeczną przychylnością, mimo tego, że odbyło się to krótko po Jego śmierci, co nie jest powszechnie przyjęte.

KS: Profesor był człowiekiem renesansu. Osobiście miałem okazję oglądać w Waszym domu piękną kolekcję białej broni. Jakie jeszcze były Jego inne pasje poza okulistką?
BK: Rzeczywiście Ojciec przez wiele lat zbierał białą broń. Pamiętam, że już w czasach, gdy byłem dzieckiem jeździł na zjazdy pasjonatów i wymieniał się tam zbiorami. Poświęcał temu sporo czasu. Zdarzało się, że osobiście odnawiał zdobyte eksponaty. Myślę, że z czasem ta pasja przerodziła się w zainteresowanie malarstwem, rzeźbą czy nawet sztuką użytkową. Zaowocowało to wieloma przyjaźniami m.in. z prof. Dariuszem Markowskim z Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Pamiętam, że ich rozmowy w dużej mierze dotyczyły właśnie sztuki.

KS: Wydaje mi się, że zamiłowanie do sztuki mieli Twoi obydwoje rodzice. Niedawno zlicytowaliśmy piękny album o kwiatach autorstwa Twojej Mamy. Było to podczas aukcji charytatywnej na rzecz Ukrainy, która odbyła się z okazji 80. urodzin prof. Zagórskiego.
BK: To prawda. Moja Mama nawet przez jakiś czas wykładała kwiaciarstwo i jest autorką kilku publikacji książkowych na ten temat. Mój Ojciec aktywnie wspierał ją w tym zakresie i nawet w pewien sposób uczestniczył w tych wydawnictwach. Sztuka była motywem przewodnim wielu wspólnych podróży, podczas których gromadzili materiały do przyszłych publikacji.

KS: Przypominam sobie dawny artykuł Profesora do CX Newsa, który dotyczył sztuki, ale w innym ujęciu. Chodziło o postawienie diagnozy na podstawie obrazów. Pisał wtedy o sztuce Wyczółkowskiego. To fascynujące, że Twój Ojciec patrząc na obrazy, ich kolorystykę i sposób widzenia świata zdiagnozował u artysty problem okulistyczny!
BK: Podejrzewał, że doszło u niego do uszkodzenia plamki żółtej. Ojciec wysnuł teorię, że artysta w okresie ukraińskim (1883-1893 roku) dużo malował patrząc pod słońce i w ten sposób rozwinął objawy makulopatii słonecznej.

KS: Kiedyś Profesor zwierzył mi się, że pracuje nad publikacją dotyczącą problemów okulistycznych u malarzy, ale zdaje się, że nie zdążył jej ukończyć.
BK: Tak, Ojciec od lat zbierał materiały do takiej publikacji. Diagnozował ich na podstawie danych poszlakowych — zmian kolorystyki w obrazach, czy zniekształcenia w ich dziełach, które mogły sugerować np. astygmatyzm.

KS: To Panowie, czas na Was.
BK: Wstyd byłoby tego tematu nie podjąć. Tym bardziej, że wspólnie z bratem także interesujemy się malarstwem.

KS: Prof. Kałużny był człowiekiem niezwykłym, gdy zmarł pojawiły się głosy, że odszedł największy dżentelmen polskiej okulistyki.
BK: Miło mi to słyszeć. Chociaż nie jestem zaskoczony taką opinią. Ojciec był taki także na co dzień. Z szacunkiem odnosił się do wszystkich.

KS: Co było według Ciebie największym osiągnięciem Ojca?
BK: Wydaje mi się, że największą sztuką jest pozostawić po sobie taką życzliwość ludzi, jak udało się to właśnie Jemu.

KS: Z sukcesem kontynuujecie z bratem dzieło Profesora rozbudowując, cieszącą się bardzo dobrą opinią, prywatną Klinikę i poszerzając jej działalność o aspekty naukowe. Wasza jesienna konferencja okazała się dużym sukcesem.
BK: Na szczęście jest nas dwójka więc mamy trochę łatwiej. Ojciec brał udział w początkach przebudowy Kliniki, ale decyzja o przyznaniu nam dotacji zapadła już po Jego śmierci. Musieliśmy więc sami przejąć stery. Zbiegło się to z momentem wybuchu pandemii. Sugerowano nam wstrzymanie inwestycji, ale postanowiliśmy jednak podjąć wyzwanie. Myślę, że to była słuszna decyzja. Udało nam się dokończyć rozbudowę i remont starej części, a także doposażyć Klinikę. Wszystko działa coraz lepiej.

KS: Czyli prof. Józef Kałużny znalazł godnych siebie następców?
BK: Nie mnie to oceniać, ale na pewno się staramy. Jedno to działalność lecznicza. Natomiast działalność dydaktyczna, edukacyjna to druga sprawa. Wspólnie z bratem pracujemy na Collegium Medicum i dalej kształcimy tam młodych lekarzy. Trzecia rzecz to własna działalność naukowa, którą obydwoje prowadzimy… i staramy się, aby nie była gorsza niż ta za czasów Ojca. Myślę, że biorąc pod uwagę obiektywne wskaźniki, punktacje ministerialne, czy tzw. impact factor to nam się to udaje. Do tego w naszą Klinikę zaangażowane są także nasze małżonki, a powoli wspiera nas już trzecie pokolenie.

KS: Gorąco Wam kibicuję. ♦

Autorzy
Bartłomiej Kałuzny, prof...

Klinika Okulistyki i Opt...